Wczoraj, czyli 05.12.2018 roku, miałam przyjemność brać udział w  niezwykle interesującej konferencji organizowanej przez Stowarzyszenie Kobiety i Wino pod ogólnym tytułem „Perspektywy rozwoju polskiego winiarstwa”.

Całe wydarzenie rozpoczął bardzo ciekawy wykład  na temat historii polskiego winiarstwa prowadzony przez profesora Wojciecha Włodarczyka z Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie oraz Wojciecha Gogolińskiego, redaktora seniora magazynu „Czas Wina”. Sami zapewne nie raz zastanawialiście się, skąd właściwie w Polsce wzięło się, rosnące w ostatnich latach w siłę wino, na terenach Polski. Otóż, jego historia wcale a wcale na naszych ziemiach nie jest taka krótka, jak mogłoby się wydawać, gdyż sięga czasów przyjęcia przez Polskę chrześcijaństwa. Ba! Ten moment w naszej historii miał również niezwykły wpływ na całokształt dawnej polskiej „gastronomii”. Dawniej tereny naszego kraju porośnięte były gęstymi lasami, a podstawowym składnikiem diety było oczywiście mięso. Wraz z zawitaniem chrześcijaństwa w nasze granice powiększały się tereny rolne, pojawiły się nowe produkty i wraz z nimi oczywiście wino. Pierwsze winnice w Polsce pojawiły się oczywiście na terenach przykościelnych, gdyż do ok. XII wieku wino stosowane było wyłącznie w celach rytualnych. Następnie przez wiele, wiele wieków winiarstwo polskie przeżywało swoje wzloty i upadki, by ok. 12 lat temu zacząć się ponownie odradzać. Na dzień dzisiejszy ma się całkiem dobrze, gdyż zarejestrowanych winnic mamy aż 201 przy nasadzeniach obejmujących ok. 300 hektarów.

Kolejnym ciekawym punktem programu były cykl 3 mikrowykładów zatytułowany „Perspektywy rozwoju winiarstwa polskiego na tle winiarstwa światowego”. Wykłady przeplatane żywą dyskusją znakomitych prelegentów w osobach znanej na całym świecie enolog, współwłaścicielki Winnicy Wieliczka, Agnieszki Wyrobek Rousseau oraz Romana Myśliwca z Fundacji Galicja Vitis. Pani Agnieszka jest gorącą zwolenniczką Vitis Vinifera, Pan Roman z kolei zagorzałym orędownikiem odmian hybrydowych. Słowo honoru… Debat tych Państwa można słuchać absolutnie bez końca. Szkoda, że było tak mało czasu. Na zakończenie tego panelu mogliśmy posłuchać bardzo ciekawej wypowiedzi dr Magdaleny Kapłan z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie na temat stosowania różnych podkładek. Przyznam, że miałam nadzieję dowiedzieć się więcej na ten temat, ale niestety czas naglił.

Następnym punktem było wystąpienie Pani Romany Echensperger pt. „Możliwości rozwoju produkcji win musujących w Polsce na przykładach winiarstwa światowego”. Jako „winiarstwo światowe” wzięto pod lupę Niemcy i Belgię. Cóż. Jeśli i nasi winiarze postanowią obrać ten kierunek, to myślę, że i nasze polskie drzwi do produkcji znakomitych „musiaków” staną otworem. A może już stoją? 🙂

Jeszcze przed przerwą kawową mieliśmy okazję posłuchać debaty na temat perspektyw rozwoju produkcji win musujących w Polsce. Całość panelu moderowana była przez niezastąpioną Monikę Bielkę-Vescovi, prezes stowarzyszenia Kobiety i Wino oraz dyrektor Szkoły Sommelierów. Z wypowiedzi zaproszonych gości, wśród których byli przedstawiciele Winnicy pod Lubuskim Słońcem, Winnicy Gaj, Winnicy Chodorowa, Winnic Wzgórz Trzebnickich, Winnicy Jakubów oraz Winnicy Miłosz można wyciągnąć bardzo budujący wniosek. Polskie wina musujące mają się coraz lepiej. W ich produkcję winiarze wkładają mnóstwo serca, zaangażowania, a przede wszystkim pracy i wiedzy, bo zrobienie dobrego „musiaka” sprawą taką prostą wcale nie jest.

Po wzmocnieniu się kawą i powrocie na „salę obrad” mogliśmy wysłuchać wykładu na temat regionów winiarskich w Polsce, który poprowadził historyk i niesamowity dziennikarz winiarski Wojciech Bosak. W dyskusji kończącej tą część spotkania wziął udział Radosław Froń (Paragraf w kieliszku), Mateusz Paciura (Sandomierskie Stowarzyszenie Winiarzy), Rafał Stec (Małopolskie Stowarzyszenie Winiarzy) oraz Nestor Kościański (Stowarzyszenie Winnice Dolnośląskie).

Kolejno pałeczkę (w postaci mikrofonu) przejął  Jacek Turnau z Winnicy Turnau, który opowiedział nam co nieco o tworzeniu rozpoznawalnej ogólnopolskiej marki oraz możliwościach rozwoju w sektorze eksportu. Biorąc pod uwagę fakt, że winna z owej winnicy latają nawet w biznes klasie naszego LOTu, to chyba warto przyjrzeć się bliżej działaniom marketingowym podejmowanym przez tę rodzinną winnicę. Robią to naprawdę dobrze.

Następne było wystąpienie sommeliera Michała Jancika na temat wprowadzania win polskich marek do sklepów wielkopowierzchniowych na przykładzie Lidla i ichniej platformy zamawiania win. Z pewnością niektórych winiarzy ten temat może żywo interesować, jednak na koniec prezentacji zostaliśmy uraczeni projekcją krótkiego filmiku (reklamowego?), co wzbudziło w nas (jako KK) raczej mieszane uczucia. Niemniej jednak poruszony został w czasie tego wystąpienia inny, bardzo ważny wg nas temat, a mianowicie produkcji, sprzedaży i zakupu win „dobrych” i „dobrych”, ale ten temat zostawię sobie na zupełnie osobny wpis o świadomości konsumenckiej.

Lecimy dalej, a niechybnie zbliżamy się ku końcowi.

Przedostatnim już punktem programu był panel dyskusyjny moderowany przez Monikę Bielkę-Vescovi na bardzo ciekawy temat jakim jest marketing, branding oraz enoturystyka jako narzędzia oraz turystyczne.  W dyskusji wzięli udział: Justyna Suchocka – redaktor magazynu „Czas Wina”, Katarzyna Korzeń – redaktor portalu Polski Portal Enoturystyczny, Ewa Wawro – redaktor portalu Nasze Winnice, Bartosz Wilczyński – Promotor Kulinarny, Bartek Kieżun – Kukbuk oraz Agnieszka Kluszczyńska – Willa Odkrywców. Cóż rzec. Jesteśmy w dość trudnych czasach jak chodzi o reklamę wina i winiarstwa ze względu na całą baterię absurdalnych niekiedy zakazów i nakazów generowanych przez rozmaite ustawy i przepisy. Sami przyznacie, że dosyć trudno stworzyć reklamę wina, w której nie można użyć słowa „kieliszek”, „degustacja”, a „WINO” to już generalnie samo zło. Na całe szczęście nie ma zakazu tworzenia dedykowanych napojowi bogów eventów, degustacji, wyjazdów, itp. Polskie winnice coraz chętniej otwierają się na swoich gości oferując zwiedzanie swoich obiektów, organizując rozmaite „spotkania z winem” i opowiadając własne, często niezwykle ciekawe historie. Dorzucając do tego pomysłowość grafików często prezentują nam się zwariowane i nietuzinkowe etykiety. Krótko mówiąc, tak jak przed samym polskim winiarstwem, tak i przed jego aspektami reklamowymi stoi mnóstwo wyzwań, jednak nie są one nie do przeskoczenia.

A na koniec zostawiono nam prawdziwą „bombę wodorową” w osobie charyzmatycznego profesora Grzegorza Gajosa, wybitnego kardiologa i znawcy win, akredytowanego wykładowcy w Szkole Sommelierów. Na początek profesor w sposób jak zwykle lekki i humorystyczny wylał nam na głowy kubełek zimnej wody związany z nadmiernym spożyciem etanolu. Cóż…mając w perspektywie degustację jakoś tak mi się przez chwilę smutno zrobiło 😉 Ale na szczęście chwilę później rozmawialiśmy już o znacznie przyjemniejszych, a nawet prozdrowotnych aspektach spożywania wina, które jest niezwykle bogate w polifenole, a w szczególności rezweratrol. Czyli jak to jest z tym winem? Szkodzi czy pomaga? Podsumuję to znaną wypowiedzią „ojca toksykologii”, Paracelsusa:

Cóż jest trucizną? Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną. Tylko dawka czyni, że dana substancja nie jest trucizną (łac. Dosis facit venenum).

Po tak intensywnym dniu czekała na nas degustacja polskich win musujących. Oj należała nam się ta chwila przyjemności. W restauracji Hotelu Polskiego Pod Białym Orłem czekało na nas 13 etykiet wyłącznie od polskich producentów. Tasting poprowadzili absolutnie niezastąpieni Mariusz Kapczyński i Maciej Nowicki.

Nie martwcie się, nie zamorduję Was (w tym wpisie) szczegółowym opisem każdego z prezentowanych win, choć moje „tasting notes” jak zwykle są objętościowo imponujące 😉 Wspomnę jedynie o 3, które spodobały mi się najbardziej. W moim rankingu pierwsze miejsce zajęła… uwaga, uwaga:

Winnica Miłosz ze swoim Grempler Sekt 2016. Jest to 100% Pinot Noir, wino niesiarkowane jak zarzeka się producent. W nosie ujmujące dla mnie są aromaty dymne, wędzarnicze, a wręcz przypalonych owoców czerwonych owoców oraz wędzonej śliwki. W ustach ładnie podąża za nosem, jest nieźle zbalansowane z ciekawie zaakcentowanymi taninami. Ma w sobie coś z bożnarodzeniowego kompotu z suszu. Nie będę ukrywać, ja taki styl po prostu lubię. Jest on nieoczywisty, ma w sobie coś zdecydowanie więcej niż tylko sztampowe: „fajny musiak na upalny wieczór”. To wino prosi się o kompana w postaci posiłku. Faktycznie latem mogą to być potrawy z grilla, a zimą z kolei bardzo wyraźnie widzę je w towarzystwie np. kociołka gulaszowego (z jagnięciną) z ognia. Albo do palonego bakłażana z orzechami. Powiem więcej. Ja to bym w ogóle zaszalała i postawiła je na świątecznym stole. Aniołku, już wiesz co chciałabym pod choinkę.

Miejsce nr 2 zajęła:

Kępa Wiślicka, Brut 2015. Tu z kolei mamy kupaż 70% Seyval Blanc i 30% Hibernala. Wino przejrzyste, o ładnym średnio cytrynowym kolorze i intensywnym, bardzo interesującym nosie, w którym znajdziemy bogactwo aromatów bardzo dojrzałych żółtych owoców jak brzoskwinie czy morele. Dzięki leżakowaniu w akacjowej beczce zarówno w nosie jak i w ustach ta słodka akacja jest bardzo dobrze wyczuwalna. Słodycz wyżej wspomnianych aromatów jest po chwili dobrze równoważona delikatnymi nutami zielnymi. Czy to wino postawiłabym na świąteczny stół? Do keksa? Czemu nie. Poza tym dzięki temu bogactwu słodkich aromatów wybrałabym to wino na aperitiff, szczególnie w upalne, letnie wieczory 😉 Aniooołkuuu…

No i nad miejscem 3 dumam już od wczorajszego wieczora i w moim rankingu postanowiłam przyznać je ex aequo (wiem, wiem…miały być 3):

Winnicy Adoria za kupaż Rieslinga z Bachusem, 2015 oraz HOPLE – Winnica Poraj Paczków za ich Mustanga 2015 w postaci kupażu 80% Pinot Gris z 20% Johannitera.

W pierwszym z win bardzo wyraźne są aromaty świeżego chleba, skórki chlebowej, brioszki, blanszowanych / prażonych na brązowo migdałów oraz ich gorzkich odmieńców. Zdecydowanie mniej wyczuwalne są aromaty owocowe. Całość tych „piekarniczych” aromatów zwieńczona jest lekko gorzkawym finiszem. Na pierwszy rzut oka (nosa i podniebienia zresztą też) wino to wydaje się być średnio dobrze zbalansowane, to wraz z upływem czasu w kieliszku nabiera bardzo fajnego charakteru. Zdecydowanie bardzo schłodzone może być ciekawym aperitifem.

Drugie wino z kolei charakteryzuje intensywny, kremowo – maślany nos i poza również chlebowo – drożdżowymi aromatami w zdecydowany sposób przebijają się żółte owoce. W ustach bardziej owocowe z cytryną i sokiem cytrynowym na czele. Wg mnie, dzięki aromatom bogatszym niż jedynie owocowe, jest to kolejne interesujące wino.

Tyle moich wrażeń. Dzień był niezwykle intensywny, ale i bogaty w nowe doświadczenia. Gratulacje dla organizatorów!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *